Okno...
Gdy byłem ostatnio w moim dawnym mieście, odwiedziłem miejsce, gdzie kiedyś pracowałem. Budynek dziś znajduje się w ruinie, to bardzo smutne... Było tam okno, w którym mieścił się wtedy (jak mi się zdawało) cały mój świat. Gdy zobaczyłem to okno teraz... Stanąłem jak wryty. To bardzo symboliczne, zresztą możecie sami zobaczyć, na zdjęciu (na samym dole strony)...
W końcu dojrzałem do tego, by ową historię opowiedzieć, od początku do końca, choć tak naprawdę, to... Nie jest ona od początku i jej koniec też ma swój dalszy ciąg. Ten jednak fragment, ściśle wiąże się ze wspomnianym oknem i z tymi kilkoma latami, które w owym budynku przeżyłem.

Posłuchajcie...
OKNO
Ludzie od wieków
Próbują objąć wzrokiem
Granice Wszechświata
A ja go widziałem
W całości
Miał jakieś cztery metry kwadratowe
Dokładnie trzy, przecinek siedem metra
Wyznaczone ramą okna
W południowej ścianie budynku
Próbują objąć wzrokiem
Granice Wszechświata
A ja go widziałem
W całości
Miał jakieś cztery metry kwadratowe
Dokładnie trzy, przecinek siedem metra
Wyznaczone ramą okna
W południowej ścianie budynku
W tym oknie lubiła przesiadywać
Moja ulubiona Galaktyka
Początkowo obserwowałem ją z daleka
Większość gwiazd i planet
była skolonizowana
Ale te najpiękniejsze
Odkryłem tylko ja
I tylko ja umiałem docenić
Ich piękno
Moja ulubiona Galaktyka
Początkowo obserwowałem ją z daleka
Większość gwiazd i planet
była skolonizowana
Ale te najpiękniejsze
Odkryłem tylko ja
I tylko ja umiałem docenić
Ich piękno
Na przykład ta z seledynowym niebem
Albo ta, z muzyką
Każda miała swój kolor
Każda miała swoje dźwięki
Na każdej z nich
Biegały Jednorożce
Albo inne, równie fantastyczne
Istniejące tylko w bajkach
Zwierzęta
Albo ta, z muzyką
Każda miała swój kolor
Każda miała swoje dźwięki
Na każdej z nich
Biegały Jednorożce
Albo inne, równie fantastyczne
Istniejące tylko w bajkach
Zwierzęta
Były tam motyle
Kolorowe jak bukiety kwiatów
Ogromne jak domy
To one produkowały marzenia
Zapachami zajmowały się Kolibry
Które wzięły na siebie opiekę
Nad kwiatowymi ogrodami
Nie było na tych planetach pszczół
Więc ktoś musiał się tym zająć
Kolorowe jak bukiety kwiatów
Ogromne jak domy
To one produkowały marzenia
Zapachami zajmowały się Kolibry
Które wzięły na siebie opiekę
Nad kwiatowymi ogrodami
Nie było na tych planetach pszczół
Więc ktoś musiał się tym zająć
Gdzieś na południu Galaktyki
Była planeta, którą nazywano
Bramą do Nieba
Widziałem ją z bardzo daleka
Dwa płowe łańcuchy górskie
Porośnięte gęstym lasem
Zbiegające się gdzieś na horyzoncie
A pomiędzy nimi
Głęboki wąwóz
Z lśniącą wstęgą wody
Była planeta, którą nazywano
Bramą do Nieba
Widziałem ją z bardzo daleka
Dwa płowe łańcuchy górskie
Porośnięte gęstym lasem
Zbiegające się gdzieś na horyzoncie
A pomiędzy nimi
Głęboki wąwóz
Z lśniącą wstęgą wody
Mówiono
Że to rzeka ambrozji
Tego legendarnego napoju bogów
Bardzo chciałem ją zobaczyć
Zanurzyć twarz w słodkich odmętach
I zapomnieć
Ale nie mogłem
Oderwać wzroku
Od tamtych gwiazd
Od tamtych planet
Że to rzeka ambrozji
Tego legendarnego napoju bogów
Bardzo chciałem ją zobaczyć
Zanurzyć twarz w słodkich odmętach
I zapomnieć
Ale nie mogłem
Oderwać wzroku
Od tamtych gwiazd
Od tamtych planet
Nazywano ją Bramą Nieba
Ponieważ każdy, kto ją przekroczył
Automatycznie się stawał
Panem całej Galaktyki
Wiedziałem o tym
Ale, Boże!
Jak te kwiaty pachniały!
Jakież przepiękne baśnie
Opowiadały motyle!
Nie mogłem, po prostu nie mogłem...
Ponieważ każdy, kto ją przekroczył
Automatycznie się stawał
Panem całej Galaktyki
Wiedziałem o tym
Ale, Boże!
Jak te kwiaty pachniały!
Jakież przepiękne baśnie
Opowiadały motyle!
Nie mogłem, po prostu nie mogłem...
Znaleźli się jednak tacy
Którzy nie zawracali sobie głowy
Motylami, Kolibrami
Ani Jednorożcami
Nie interesowała ich muzyka
Nie słuchali bajek
I byli zupełnie niewrażliwi
Na najpiękniejsze zapachy
Omijali je szerokim łukiem
I brali kurs prosto na Bramę Nieba
Którzy nie zawracali sobie głowy
Motylami, Kolibrami
Ani Jednorożcami
Nie interesowała ich muzyka
Nie słuchali bajek
I byli zupełnie niewrażliwi
Na najpiękniejsze zapachy
Omijali je szerokim łukiem
I brali kurs prosto na Bramę Nieba
Ja też pewnego dnia zrozumiałem
Że muszę tam polecieć
Nie, żebym nie chciał!
Po prostu... Się zapatrzyłem
A gdy byłem już całkiem blisko
Gdy już niemal
Dolatywał mych uszu
Szum lasów
Porastających zbocza
Łagodnie schodzących w dolinę
Że muszę tam polecieć
Nie, żebym nie chciał!
Po prostu... Się zapatrzyłem
A gdy byłem już całkiem blisko
Gdy już niemal
Dolatywał mych uszu
Szum lasów
Porastających zbocza
Łagodnie schodzących w dolinę
Galaktyka niespodziewanie
Wykonała skok
W czasoprzestrzeni
I obróciła się dokładnie
O sto osiemdziesiąt stopni
Nie miałem najmniejszych szans
Od tamtego razu
Próbowałem
Jeszcze wielokroć
Ale w końcu musiałem się poddać
Wykonała skok
W czasoprzestrzeni
I obróciła się dokładnie
O sto osiemdziesiąt stopni
Nie miałem najmniejszych szans
Od tamtego razu
Próbowałem
Jeszcze wielokroć
Ale w końcu musiałem się poddać
W międzyczasie
Doszły mnie słuchy
Że ci, którzy nie ceregielili się
W słuchanie bajek
Dotarli do Bramy Nieba
I skolonizowali
Większość planet
Gwiazdom nadali numery porządkowe
Zinwentaryzowali wszystkie kwiaty
A motyle pozamykali w rezerwatach
Doszły mnie słuchy
Że ci, którzy nie ceregielili się
W słuchanie bajek
Dotarli do Bramy Nieba
I skolonizowali
Większość planet
Gwiazdom nadali numery porządkowe
Zinwentaryzowali wszystkie kwiaty
A motyle pozamykali w rezerwatach
Ja wciąż próbowałem
Wydałem wszystkie oszczędności
Na paliwo do rakiety
Ale zawsze
Gdy zbliżałem się
Do tej cholernej Bramy
Galaktyka robiła obrót
I zostawałem sam
Aż pewnego dnia
Obudziła mnie niepokojąca cisza
Wydałem wszystkie oszczędności
Na paliwo do rakiety
Ale zawsze
Gdy zbliżałem się
Do tej cholernej Bramy
Galaktyka robiła obrót
I zostawałem sam
Aż pewnego dnia
Obudziła mnie niepokojąca cisza
To ona sama
Uczyniła swoją najpiękniejszą perłę
Bramą
W swej naiwności myślała
Że im chodzi o Kolibry
O motyle
I o Jednorożce
Ale oni mieli to gdzieś
Pościnali drzewa
Rozpalili ogniska
Uczyniła swoją najpiękniejszą perłę
Bramą
W swej naiwności myślała
Że im chodzi o Kolibry
O motyle
I o Jednorożce
Ale oni mieli to gdzieś
Pościnali drzewa
Rozpalili ogniska
Co się zaś tyczy Jednorożca
Mówią że nie da się go osiodłać
Więc zabili go kilkoma celnymi strzałami
A potem upiekli na ognisku
I zeżarli
Ich pijackie wrzaski
Słychać było na wiele mil wokoło
Następnego dnia koło południa
Pozbierali się jakoś
I tyle ich widziano
Mówią że nie da się go osiodłać
Więc zabili go kilkoma celnymi strzałami
A potem upiekli na ognisku
I zeżarli
Ich pijackie wrzaski
Słychać było na wiele mil wokoło
Następnego dnia koło południa
Pozbierali się jakoś
I tyle ich widziano
Pozostawili po sobie popioły ognisk
Stertę puszek po piwie
Mnóstwo martwych motyli
I zdeptanych kwiatów
Niegdyś słodka i lśniąca rzeka
Teraz zbrukana żołdackimi buciorami
Jest tylko mizernym strumykiem
Pozostałe gwiazdy
I planety
Powoli gasną
Stertę puszek po piwie
Mnóstwo martwych motyli
I zdeptanych kwiatów
Niegdyś słodka i lśniąca rzeka
Teraz zbrukana żołdackimi buciorami
Jest tylko mizernym strumykiem
Pozostałe gwiazdy
I planety
Powoli gasną
Gdy uświadomiła sobie
Co właściwie się stało
Posłała mi jeden ze swoich
Najsłodszych uśmiechów
I powiedziała
Że teraz już nie będzie żadnych skoków
Ani żadnych ucieczek
A ja rozłożyłem ręce
W geście bezradności
Cóż mogłem odpowiedzieć?
Co właściwie się stało
Posłała mi jeden ze swoich
Najsłodszych uśmiechów
I powiedziała
Że teraz już nie będzie żadnych skoków
Ani żadnych ucieczek
A ja rozłożyłem ręce
W geście bezradności
Cóż mogłem odpowiedzieć?
Że moja rakieta jest doszczętnie rozbita?
Że mam mnóstwo niespłaconych długów?
A jakby tego było mało
Podczas jednej z ostatnich
Beznadziejnych pogoni za planetą - Bramą
Dopadł mnie rój meteorytów
Byłem tak zdesperowany
Że nie zwracałem uwagi
Na liczne zobowiązania
Których powinienem był dotrzymać
Że mam mnóstwo niespłaconych długów?
A jakby tego było mało
Podczas jednej z ostatnich
Beznadziejnych pogoni za planetą - Bramą
Dopadł mnie rój meteorytów
Byłem tak zdesperowany
Że nie zwracałem uwagi
Na liczne zobowiązania
Których powinienem był dotrzymać
Ukarano mnie za to surowo
Wyrok był bardzo ciężki
Prokurator żądał najwyższego wymiaru kary
Adwokata przydzielono mi z urzędu
Więc nic dziwnego
Że mało go obchodził wynik rozprawy
Przez wiele lat miałem zakaz
Podróżowania w kosmosie
W końcu zdecydowano się zmniejszyć wyrok
Za dobre sprawowanie
Wyrok był bardzo ciężki
Prokurator żądał najwyższego wymiaru kary
Adwokata przydzielono mi z urzędu
Więc nic dziwnego
Że mało go obchodził wynik rozprawy
Przez wiele lat miałem zakaz
Podróżowania w kosmosie
W końcu zdecydowano się zmniejszyć wyrok
Za dobre sprawowanie
Po odbyciu kary
Znów zasiadłem za sterami
I okazało się
Że Wszechświat nie jest już taki jak kiedyś
W każdym razie
Nie taki, jakim go pamiętam
Mój, miał trzy przecinek siedem
Metra kwadratowego
I była w nim tylko jedna Galaktyka
Ona była całym moim Wszechświatem!
Znów zasiadłem za sterami
I okazało się
Że Wszechświat nie jest już taki jak kiedyś
W każdym razie
Nie taki, jakim go pamiętam
Mój, miał trzy przecinek siedem
Metra kwadratowego
I była w nim tylko jedna Galaktyka
Ona była całym moim Wszechświatem!
Poznałem później inne Galaktyki
Jest ich znacznie więcej niż myślałem
Przestałem zwracać uwagę na motyle
Dałem sobie spokój z Kolibrami i z bajkami
A od Jednorożców
Trzymam się na wszelki wypadek z daleka
Tak, wiem że to wszystko jest piękne
Ale zawsze źle się kończy
W każdej Galaktyce jest taka planeta
Którą uczyniono Bramą Nieba
Tyle, że wielu poprzestaje
Na zdobyciu samej Bramy
Jest ich znacznie więcej niż myślałem
Przestałem zwracać uwagę na motyle
Dałem sobie spokój z Kolibrami i z bajkami
A od Jednorożców
Trzymam się na wszelki wypadek z daleka
Tak, wiem że to wszystko jest piękne
Ale zawsze źle się kończy
W każdej Galaktyce jest taka planeta
Którą uczyniono Bramą Nieba
Tyle, że wielu poprzestaje
Na zdobyciu samej Bramy
Ja też w końcu
Znalazłem swoją Galaktykę
Nie ma tam wprawdzie motyli
Ani Kolibrów
Ani tym bardziej Jednorożców
Ale jest tu bardzo przyjemnie
Kto wie
Może i gdzieś tam są
Ale nauczony bolesnym doświadczeniem
Nawet nie staram się ich szukać
Znalazłem swoją Galaktykę
Nie ma tam wprawdzie motyli
Ani Kolibrów
Ani tym bardziej Jednorożców
Ale jest tu bardzo przyjemnie
Kto wie
Może i gdzieś tam są
Ale nauczony bolesnym doświadczeniem
Nawet nie staram się ich szukać
Skupiam się na sprawach przyziemnych
Zapalam latarnie gaszę latarnie
Czyszczę regularnie czynne wulkany
Na wszelki wypadek czyszczę też wygasłe
Nigdy nic nie wiadomo
Przykrywam na noc różę szklanym kloszem
I obserwuję normalne zachody Słońca
Galaktyka, która była kiedyś jedyną
Pośród milionów innych galaktyk
Wciąż gdzieś istnieje...
Zapalam latarnie gaszę latarnie
Czyszczę regularnie czynne wulkany
Na wszelki wypadek czyszczę też wygasłe
Nigdy nic nie wiadomo
Przykrywam na noc różę szklanym kloszem
I obserwuję normalne zachody Słońca
Galaktyka, która była kiedyś jedyną
Pośród milionów innych galaktyk
Wciąż gdzieś istnieje...
Komentarze
Prześlij komentarz