Göteborg

         Dla turysty z pewnością ciekawe i piękne miasto, z niezłą architekturą i mnóstwem uroczych zaułków, gdzie możnaby wydać trochę pieniędzy i spędzić miło czas. Jednak dla kogoś, komu przyszło tam mieszkać i pracować, a nie miał szczęścia (lub nieszczęścia) urodzić się Szwedem, mogło stać się uosobieniem piekła. Choć i w piekle trafiają się pewnie lepsze i gorsze dni...

 

 

"Wysiadać z autobusu! Gnoje! Parobasy! Nie przyjechaliście tu do nas na wczasy!" 

Kazik Staszewski, z albumu "12 groszy"

 

Göteborg

Wejdźcie od frontu
Uderzcie w zmurszałe drzwi
Zamknięte od dawna
Zawiasy są przeżarte rdzą
Nie będą stawiać oporu

W szafie w sypialni na piętrze
Znajdziecie czarną torebkę
ze skóry niegdyś błyszczącej
Teraz porzuconej na chwilę, na zawsze
Na żer myszom i robactwu

Tę torebkę miała baronowa
W dniu, gdy dwór spłonął do fundamentów
Ogień podłożono, to pewne
Podobno stajenny coś widział, ale on nic nie powie
Jest przecież niemy

W torebce kartka złożona we czworo
Podobno jest tak złożona od dawna
Ale dziś nawet najstarsi ludzie
Nie składają w taki sposób kartek
Ich palce są powykręcane artretyzmem

Baronowa zapisywała bilans każdego dnia
Inaczej nie wiedziałaby ile dziewcząt ukarać
Te najbardziej oporne zabierał wierny sługa
I wywoził gdzieś za miasto. Nie mówił co z nimi się stało
Był lojalnym sługą

Każdej niedzieli kościół wypełniał się wiernymi
Miejsce przy samym ołtarzu zajmowała baronowa
Dalej dziewczęta, które przyszły po słowa otuchy
Słuchały uważnie kapłana, ale ten nic dobrego nie powiedział.
Był przecież tchórzem

Do miasta wciąż przyjeżdżali nowi słudzy i nowe dziewczęta
Baronowa bardzo dbała o dobrą opinię
Podobno jedynie policja mogłaby coś zrobić
Ale policjanci nie pojawiali się w tej części miasta
Byli zbyt tłuści

Najbardziej lojalni ze sług i najlepsze z dziewcząt
Cieszyli się względami baronowej
Mówiono, że jadają przy jednym stole
Oni mogliby przerwać łańcuch milczenia, ale nic z tego
Byli przecież bogaci

Pewnego dnia pojawił się samotny wędrowiec
Ominął dzielnicę biedaków, jak gdyby nigdy nic
spojrzał obojętnie na dziewczęta pracujące przy kładzeniu asfaltu
Przeszedł szybkim krokiem przez kościół, nie klękając,
Prosto do baronowej

Nie wiedział co to strach a jego palce były młode i sprawne
Mówił dużo i mądrze, a jego ciało nie znało tłuszczu
Był bogaty i nie znosił nigdy niczyich rozkazów
Pomimo to baronowa chciała żeby został na dłużej
Był przecież taki piękny

Jedyne co baronowa mogła w tej sytuacji zrobić
A bardzo chciała zatrzymać tego pięknego człowieka
To zachęcić go czymś, czym jeszcze nikogo nie zachęcała
Pokazać i oddać mu to, co jak sądziła ma najlepszego
Swoje ciało

Zapomniała tylko, że ma już osiemdziesiąt lat
A jej skóra jest pomarszczona i pokryta plamami
A jej piersi przypominały dwa puste skórzane worki
Jej kształty dawno przestały być kształtami
Była brzydka

Nieznajomy wędrowiec skrzywił się z obrzydzeniem
Wyciągnął pistolet i zastrzelił baronową
Jej zwłoki wywiózł za miasto i kazał spalić
Wszystkie dziewczęta uwolnił i wysłał do swoich domów
A później sobie poszedł

Po całej tej historii została jedynie torebka
Z kartką złożoną we czworo
Dwór przecież spłonął do fundamentów
Fałszywy ksiądz razem z kościołem zapadł się pod ziemię
Tłuści policjanci i wierni słudzy poumierali z przejedzenia
Zostało tylko miasto...


Obojętne, jak zawsze.

 

Komentarze

Popularne posty